Niesamowite wrażenia powróciły wraz ze mną z cudownej
wycieczki do Egeru – stolicy Byczej Krwi. Małe miasteczko, leżące u stóp zamku
wybudowanego przez biskupów egerskich za panowania króla Beli IV jest niezwykle
urokliwe i trudno nie poddać się panującej tam atmosferze.
Od początku…
Ostatnia walizka wrzucona do bagażnika, drzwi zatrzaśnięte.
Jedziemy. Siedem godzin podróży i jesteśmy na miejscu. Cieszę się, że mieszkam
na południu Polski. Takie położenie daje możliwość krótkich wypadów za granicę,
nie spędzając jednocześnie kilkunastu godzin w samochodzie.
Po przybyciu na miejsce zameldowaliśmy się w hotelu
Romantik, a pobyt w nim ograniczył się jedynie do zostawienia bagażu. Od razu
ruszyliśmy w stronę starówki, a następnie w kierunku basenów termalnych.
Zwiedzając miasteczko moją uwagę przykuła XIX wieczna Bazylika (druga co do
wielkości na Węgrzech), a także Plac Dobó, z pomnikiem walczących powstańców
oraz pomnikiem Istvana Dobó.
Bardzo podobał mi się kościół św. Bernarda
oraz sama
uliczka Széchenyi utcza,
no i oczywiście zamek.
Pogoda była rewelacyjna przez
cały weekend, więc poszliśmy na baseny termalne. Jest to duże kąpielisko, obejmujące
wiele basenów (w tym basen z wodą zawierającą siarkę), a także inne atrakcje
jak zjeżdżalnie, brodziki dla dzieci i oczywiście punkty gastronomiczne, gdzie
można rozkoszować się smakiem węgierskich langoszy z żółtym serem i kwaśną śmietaną,
naleśników na słodko zwanych palacsinta, a także różnego rodzaju mięs z grilla.
Koszt całodniowego biletu dla dorosłych wynosi 1900 forintów czyli ok. 32zł.
Warto zakupić taki bilet, gdyż na wejściu otrzymuje się opaskę na rękę
umożliwiającą wchodzenie i wychodzenie z basenów. Tak więc spokojnie można
przerwać relaksujący wypoczynek w basenie i udać się na starówkę na obiad, po
czym wrócić na kąpielisko i zakosztować kąpieli w basenie termalnym z siarką,
gdzie temperatura wody wynosi 38 stopni! Pozostałe baseny również pozwalają na
relaks w ciepłej wodzie, gdzie temperatura wynosi od 26 do 29 stopni.
Po basenach udaliśmy się w kierunku starówki, a za kilka
chwil delektowaliśmy się wspaniałą zupą gulaszową.
Grzechem jest odwiedzić Eger
i nie zjeść tego sztandarowego dla Węgier dania. Cudowna zupa, o intensywnym
mięsno-paprykowym smaku, wypełniona po brzegi kawałkami wołowego mięsa,
ziemniakami i marchewką oraz drobniutkimi kluseczkami. Koszt takiej zupy to
1250 forintów, czyli ok. 20 zł za dużą porcję i 850 forintów, czyli ok. 14 zł
za małą porcję. Oczywiście ceny są różne w różnych restauracjach i nie wszędzie
jest możliwość zamówienia małej porcji. Jeżeli nie satysfakcjonuje Was poziom
ostrości jakiejś potrawy, można poprosić kelnera o przyniesienie bardzo
pikantnej pasty paprykowej – erös paprika.
Trzeba jednak uważać, gdyż jest to
przyprawa bardzo zdradliwa;).
Po obiedzie wstaliśmy tylko po to, aby przenieść się na
drugą stronę uliczki, do sklepu z winami, będącego jednocześnie winiarnią.
Wyposażenie sklepu wprawiło mnie w zachwyt.
Zarówno bogactwo win, jak i sam
wystrój sklepu zachęca do wybrania odpowiedniego stolika i zamówienia lampki, a
nawet kilku lampek wina. Mnie osobiście bardzo smakowało wino o nazwie Ottonel
Muskotály.
Lampka dowolnego wina kosztuje od 160 forintów wzwyż.
Zachęceni smakiem egerskich win, udaliśmy się do Szépasszony-völgy
czyli Doliny Pięknej Pani, która jest skupiskiem małych piwniczek.
Pomnik Piękniej Pani
Piwniczki te
wydrążone są w tufie – wulkanicznej skale, która pozwala na utrzymanie stałej
temperatury win, czyli ok. 10-
15 stopni Celsjusza.
Widok tylu piwniczek jest niesamowity. Każda w innym stylu, lecz łączy ich
wspólna rzecz – bogactwo win.
Niektóre piwniczki są bardziej ekskluzywne.
Najsłynniejszym winem jest Egri Bikavér – bycza krew. Nazwa
wina wiąże się z obroną Egeru. Podczas oblężenia Egeru, sułtan Sulejman
Wspaniały wściekł się i zagroził dowódcom, że zetnie im głowy, jeśli Ci nie
zdobędą zamku. Odparli, że nie da się pokonać Węgrów, bo ci piją byczą krew. Kapitan
Dobó nakazał podawać walczącym na murach węgierskiego zamku żołnierzom czerwone
wino tylko dlatego, że w piwnicach zamku było więcej beczek z winem niż z wodą.
Sulejman również nakazał swoim żołnierzom pić trunek, co przyjęli z wielką
ochotą. Wojsko tureckie jednak spiło się i nie było w stanie zdobyć Egeru. Tak
głosi legenda.
Oprócz Egri Bikavér, warto zwrócić uwagę na wiele innych
lokalnych, zwłaszcza deserowych win z gatunku Muszkatów, które idealnie
komponują się z ciastami.
Chwała temu, kto wytrwa tournee po piwniczkach i w każdej z
nich spróbuje choć jeden kieliszek wina. Ponumerowanych piwniczek jest 44;). Zaczynając
od końca, wchodziliśmy do co drugiej i już chwilę później delektowaliśmy się
raz delikatnym, raz zdecydowanym smakiem egerskich win. Kieliszek wina w
piwniczkach kosztuje od 100 forintów wzwyż, tj od ok. 1,70 zł, czyli naprawdę
mało. Te przyjemne chwile umilali nam grajkowie, ubrani w kolorowe stroje.
Następnie
wstąpiliśmy do pobliskiej restauracji na kociołek gorącej zupy gulaszowej – w tamtym
miejscu zupa była równie pyszna.
Dzień drugi upłynął pod znakiem błogiego lenistwa na
basenach. Nie przepuściliśmy także obiadu w postaci zupy gulaszowej. Natknęliśmy
się również na małą cukierenkę (jeśli można to tak nazwać), gdzie sprzedawano
grube rurki obsypane cukrem lub cukrem i orzechami. Pychota.
Natomiast w
sklepie, gdzie sprzedawano Fornetti, zakupiliśmy przepyszne ciastka. Nie do
końca jestem pewna z jakiego ciasta były wykonane, czy było to ciasto filo, czy
też jakieś inne, ale nadzienie to istna rewelacja. Jedne były z wiśnią, drugie
zaś z białym serem. Mnie osobiście bardziej smakowały te z serem.
W sklepie
można było się również zaopatrzyć w tradycyjną pastę gulaszową lub w pastę erös
paprika.
Na sam koniec pojechaliśmy samochodem do Doliny Pięknej Pani
zakupić parę butelek dobrego, egerskiego wina.
Zadowoleni z wycieczki, wsiedliśmy
do samochodu i ruszyliśmy w kierunku Polski.
Do domu wróciłam pełna wrażeń i powiem szczerze – pokochałam
Eger.